Przed nami smaczki zachodniego wybrzeża Maurytiusa, które obfituje w najbardziej różnorodne atrakcje: góry, wodospady, tropikalną roślinność, pływanie z delfinami (dla szczęściarzy) i z żółwiami morskimi (bardziej pewne) oraz fantastyczne plaże, dokładnie jak z obrazka. W filmie wystąpią:
Widok na niezamieszkaną wysepką Ile aux Benitiers vis-a-vis wioski La Gaulette, a po lewej Góra Le Morne
Zaczynamy od bardzo charakterystycznej góry Le Morne, którą obeszliśmy ze wszystkich stron i wspięliśmy się do jakieś 4/5 jej wysokości. Góra znajduje się na Pólwyspie Le Morne, który w 2008 roku został uznany za Miejsce Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO (World Natural Heritage Site).
Krajobrazy, jakie można podziwiać z góry Le Morne Brabant są zachwycająco nierzeczywiste. Ci którzy zdecydują się na lot helikopterem (ok. 165 € za 15-minutowy lot do 365 € za 40 minut uciechy w przestworzach – informacje tu) mają szansę zobaczyć zjawiskowy podwodny wodospad – sztandarowy widok Mauritiusa. Nie skusiliśmy się na żadną z opcji lotu, za to wybraliśmy trekking na górę Le Morne, bez ryzykownego dla mieszczuchów takich, jak my, wejścia na sam szczyt.
Wyruszyliśmy z pobliskiego La Gaulette wczesnym rankiem, aby podczas wędrówki uniknąć palącego słońca. Autobus wysadził nas przy dobrze oznakowanym zjeździe, skąd ubitą drogą wzdłuż wybrzeża doszliśmy do małego parkingu i bramy, skąd po wpisaniu się do książki wejść można rozpocząć trekking. Brama jest czynna od 07:00 do 16:00.
Wejście na górę Le Morne
Początkowo szlak biegnie łagodnie i szeroko, a gęsta roślinność chroniąc przed promieniami słońca, zazdrośnie strzeże widoków, ukazując je dopiero po kilkunastu, a może nawet po kilkudziesięciu minutach marszu, gdy dochodzimy do pierwszego punktu widokowego. Tu możemy nacieszyć oko spektakularnymi kolorami oceanu: od szmaragdu po głęboki granat morskiej toni. Można by tak stać i stać, obserwując z daleka kolorowe latawce kitesurferów. Półwysep Le Morne to najbardziej wysunięty na zachód skrawek wyspy Mauritius i mekka kitesurfingu, ponieważ zawsze można tu liczyć na silne wiatry.
Kolorowe latawce kitesurferów na wodach Oceanu Indyjskiego
Po stronie zachodniej półwyspu znajdują się śliczne, choć dość wietrzne plaże, gdzie pływanie z maską to prawdziwa przyjemność. Wiem, co mówię – snorkellingowaliśmy tu nawet dwa razy, w tym raz w czasie wycieczki, której żelaznym punktem miało być pływanie z delfinami.
Wracając do góry Le Morne - jej szczyt znajduje się zaledwie na wysokości 556 m n.p.m. Mimo wszystko wędrówka daje trochę w kość z powodu palącego słońca. Im wyżej, tym roślinność przerzedza się coraz bardziej, a naszym oczom ukazują się widoki niemające sobie równych.
Widok na południowe wybrzeże Mauritiusa
W końcu docieramy do punktu kulminacyjnego, z którego można obserwować zarówno południowe, jak i zachodnie wybrzeże Mauritiusa i żółte tablice ostrzegawcze, aby raczej nie wspinać się wyżej, z uwagi na niebezpieczeństwo. Ten etap wędrówki wymaga dobrych butów. Znalazłam informację, że w warunkach alpejskich, byłyby to stopień wspinaczki między I a II w międzynarodowej skali wspinaczki skałkowej UIAA - cokolwiek to znaczy :-)
Schodzimy z góry Le Morne
Półdniową wycieczkę w głąb lądu do 100-metrowego wodospadu Chamarel rozpoczynamy autobusem z La Gaulette – naszej bazy wypadowej.
Komunikacja autobusowa na Mauritiusie działa bez zarzutu, choć można się doczepić, że nawet krótkie odcinki jedzie się dość długo, ale na wakacjach przemieszczanie się traktujemy jako ważny element podróży, kiedy to mamy okazję obserwować życie i zwyczaje miejscowych.
100-metrowy wodospad Chamarel
Tak więc jesteśmy przygotowani na wiele przesiadek tego dnia. I tak też się dzieje. Najpierw autobus dowozi nas do krzyżówki, skąd uprzejmy kierowca oferuje nam podwózkę serpentynami w górach do punktu z widokiem na Riviere Noire z ujściem Czarnej Rzeki (bajka!), a następnie w pobliże wejścia na szlak do Wodospadu Chamarel. Kaskadę opadającą wzdłuż pionowego klifu obserwujemy z drugiej strony stromego urwiska porośniętego bujnym lasem tropikalnym, gdzie przygotowano dwa tarasy widokowe.
Od wodospadu Chamerel drogą wśród tętniących zielenią lasów podążamy do Ziemi 7 Kolorów położonej ok. 4 km od wioski Chamarel. To miejsce, „sprzedawane” jako cud natury, stało się punktem obowiązkowym każdego turysty przybywającego w te strony i można powiedzieć ikoną Mauritiusa. Erozja pyłu wulkanicznego utworzyła podobne do wydm różnobarwne formy, które na dodatek zmieniają kolory w zależności od pory dnia i nasłonecznienia.
Ziemia 7 Kolorów to ikona Mauritiusa
Patrząc na rozmiary całego kompleksu można poczuć się nieco zawiedzionym. Aby uniknąć zawodu, przewodnik radzi obniżyć trochę oczekiwania co do tego miejsca, które mimo wszystko jest unikalne, a przez to ciekawe. Dookoła przygotowano kilka tarasów widokowych. Można tu także zobaczyć wielkie żółwie, takie jak mieliśmy okazję spotkać w La Vanille Nature Park i na wyspie Ile aux Aigrettes. Jest też mała kawiarenka z lokalną kawą (ponoć o specyficznym smaku) i sklepik z pamiątkami.
Black River Gorges to najlepszy i największy park narodowy na Mauritiusie
Kilka kilometrów od miejscowości Chamerel znajduje się Park Narodowy Black River Gorges, najlepszy i największy park narodowy na Mauritiusie, obejmujący 2% powierzchni wyspy. Można go zwiedzać samochodem, jadąc urokliwą, krętą drogą z kilkoma tarasami widokowymi. Można też wędrować kilkoma szlakami o łącznej długości ok. 50 km, podziwiając pierwotną przyrodę tropikalnej dżungli (300 gatunków roślin i 9 gatunków endemicznych ptaków i mnóstwo nietoperzy) oraz wspaniałe górskie krajobrazy. Black River Gorges w całej okazałości niezwykle prezentuje się z punktu widokowego, przed którym znajduje się spory parking oraz bazar z rękodziełem i pamiątkami.
Przepiękne drzewo płomień Afryki , akurat w porze kwitnienia, na tle malowniczych gór
O plaży Le Morne wspominam powyżej przy opisie góry i półwyspu o tej samej nazwie. W 2018 roku zajęła ona 25 miejsce na świecie w rankingu agencji turystycznej Flight Network.
Widać ujście Czarnej Rzeki (Black River) i dalej górę Tourelle de Tamarin
Flick en Flac posiada bodaj najdłuższą na wyspie, 6-kilometrową plażę z pięknym widokiem na górę Le Morne. Woda w tym miejscu jest dość płytka, a pas nadbrzeżny porastają piękne drzewa kazuarynowe, wśród których przycupnęli sprzedawcy lokalnych dań na wynos, zaś po przeciwnej stronie szosy czekają knajpki i restauracyjki z pysznym jedzeniem, będącym mieszaniną kuchni indyjskiej, chińskiej i francuskiej.
Wyprawa na obserwację delfinów
Z Flick en Flac wczesnym rankiem wyruszają wspomniane wcześniej wycieczki z „polowaniem na delfiny”. Zaiste wygląda to jak polowanie. Cały rejs przypomina zabawę w kotka i myszkę, ponieważ, jak można się spodziewać, delfiny wcale nie czekają na łodzie pełne amatorów spotkania z nimi. Gdy tylko ktoś z załogi którejkolwiek łodzi dojrzy płetwy tych pięknych stworzeń, natychmiast wokół zjawia się kilka stateczków z turystami, czekającymi w maskach i płetwach na komendę „Jump, jump”. Skaczemy więc w przepiękną głębię rozświetloną promieniami porannego słońca i jest jak w filmie „Wielki błękit”, cudownie, ale niestety bez delfinów.
Plaża na niezamieszkałej wysepce Ile aux Benitiers na Mauritiusie
Po paru minutach znów któryś z miejscowych dostrzega w dali delfiny, więc migiem wracamy na łódkę, by popędzić w ich kierunku. I historia się powtarza. „Jump, jump”, wskakujemy do wody, rozglądamy i nic. Wykonujemy całe ćwiczenie jeszcze z 2 razy i rezygnujemy. Przewożą nas w miejsce, gdzie możemy ponurkować obserwując nie wielkie delfiny, a kolorowe rybki, takie mieszkanki rafy jak pasiasty mauretański idol (moorish idol), motylek czerwonopłetwy (pacific redfin butterfly) i inne. Potem podpływamy na piknik na zachodnim brzegu niezamieszkałej wysepki Ile aux Benitiers, na wysokości La Gaulette. Cały czas mamy widok na Le Morne i wyłaniającą się z wody, jak wielki grzyb, pobliską skałą o ciekawym kształcie Cristal Rock.
Pływamy wokół uroczej skały Cristal Rock
W drodze na plaże położone w północno-zachodniej części wyspy Ogród botaniczny Pamplemousses - obowiązkowy punkt podróży po Mauritiusie., jeden z największych ogrodów botanicznych na półkuli południowej.
Trou aux Biches to cukierkowy piaszczysty pas wybrzeża z opasającą go błękitną laguną, położony na północnym-zachodzie wyspy Mauritius w regionie Pamplemousses. W 2011 roku została okrzyknięta najpiękniejszą plażą świata, być może z powodu ogromnej liczby palm kokosowych, które zostały tu nasadzone przez człowieka. Idąc 2-kilometrową plażą mijamy mniej lub bardziej luksusowe hotele, bary i restauracje. Mówią, że to jedno z najlepszych miejsc do snorkellingu na Mauritiusie. Największą atrakcją dla nas jest pływanie z żółwiami. Miejscowi zapewniają taką możliwość poprzez dokarmianie tych gadów, które potem chętnie gromadzą się wokół łodzi, ku naszej uciesze.
Plaże na zachodnim wybrzeżu Mauritiusa są po prostu obłędne, więcej na filmie powyżej
Urocza Mont Choisy Beach ciągnie się na północ od Trou aux Biches w kierunku najbardziej turystycznej plaży Grand Baie. To miejsce popularne wśród rodzin, które spotykają się w cieniu kazuaryn, zwanych też sosnami filao. Jest akurat weekend, kiedy Maurytyjczycy celebrują wolny czas na piknikach, świętują śluby i urodziny przy dźwiękach gitar, bębnów i muzyki z różnego rodzaju odtwarzaczy, tańczą, jedzą, piją świetnie się bawiąc, co widać na filmie.
Zakupy w Port Louis
Pierwsza myśl, gdy dojeżdżaliśmy do dworca autobusowego – stolica jest bardzo chaotycznym i ruchliwym miastem, żeby nie powiedzieć zatłoczonym. Prawdziwa mieszanka kultur, indyjskiej z chińską, arabską, francuską i brytyjską. Spacer na tutejszy targ, gdzie na dole królują świeże owoce, warzywa, przyprawy i zioła, a na górze pamiątki, rękodzieło, ubrania i tkaniny to okazja do nasycenia się bogactwem zapachów, smaków i barw, a nade wszystko do przeprowadzania udanych transakcji, jeśli jest się biegłym w sztuce targowania.
Pomnik w stolicy Mauritiusa Port Louis
Stąd uliczkami ubogaconymi architekturą kolonialną zmiksowaną ze współczesną można dojść do spokojniejszej i bardziej reprezentacyjnej okolicy portu z popularnym deptakiem z parasolkami, domami handlowymi, sklepami pamiątkarskimi, restauracjami i kafejkami. Dalej stoi muzeum słynnego Blue Penny, jednego z najdroższych znaczków świata. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć, za to przed muzeum można wypić świeżo wyciskany sok z trzciny cukrowej z różnorakimi dodatkami.
Jako największe miasto na Mauritiusie, Port Louis ma też drapacze chmur i nowoczesną zabudowę w centrum biznesowym.
Targ w Port Louis
Oczywiście opcji jest całe mnóstwo, ale tych w rozsądnych cenach trochę mniej, więc w sezonie warto rezerwować wcześniej, choć my robiliśmy to właściwie z dnia na dzień, głównie przez booking.com, który nam się sprawdził na Mauritiusie.
Raz tylko, mieliśmy małe perturbacje, kiedy zamówiliśmy nocleg w sobotni wieczór, w niedzielę około południa otrzymaliśmy od gospodarza wiadomość, że nie może nas przyjąć, ponieważ mieszka w innej miejscowości i nie jest w stanie przybyć na miejsce. Do sennego La Gaulette przybyliśmy więc bez rezerwacji. Od razu miejscowi skierowali nas do lokalnego „potentata” turystycznego Ropsen, oferującego, oprócz noclegów, wycieczki, rejsy katamaranem, obserwacje delfinów i wynajem aut. Mama właściela wynajęła nam dopiero co opuszczony przez gości dwukondygnacyjny, przestronny apartament w nowoczesnej willi z dużym tarasem z widokiem na górę Le Morne i ocean. Była to jedyna, ale jakże fantastyczna opcja. Trafiliśmy idealnie. Płaciliśmy 50€ za noc, a warunki mieliśmy luksusowe.
Taki mieliśmy widok z naszego tarasu
Polecamy Ropsen z całego serca. Nocleg w La Gaulette to bardzo dobre rozwiązanie. Świetna baza wypadowa na Półwysep, górę, plażę Le Morne, w góry do Black River Gorges, Chamarel i Ziemi 7 Kolorów.
Znaleziona znów na booking.come Jet Villa pod adresem Avenue Des Tourtereaux w Flic-en-Flac okazała się bardzo wygodnym apartamentem z trzema sypialniami na pietrze i ogromnym salonem z kuchnią i jadalnią na dole, a do tego wszystkiego basen w ogrodzie. Czyściutko, może trochę oldschoolowo, ale jak najbardziej godne polecenia. Za 2 noce zapłaciliśmy 115€.
Powrót łodzią do Filck en Flack
Kivyla przy Trou Aux Biches avenue lauriers, to willa z 2 sypialniami na górze, jak poprzednio z salonem i kuchnią i jadalnią na dole. Raczej bez luksusów, ale wygodnie i czysto i za 2 noce zapłaciliśmy tylko 70€. Przesympatyczny właściciel obwiózł mnie po okolicach, aby pokazać sklepy, plaże i inne udogodnienia.
Zapraszam do innych relacji z pięknego Mauritiusa:
Trasę i wiadomości ogólne oraz praktyczne na temat Mauritiusa znajdziesz klikając TU
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.