Kolejne spektakularne miejsce w Kostaryce - Park Narodowy Cahuita nad Morzem Karaibskim, niedaleko granicy z Panamą. Tym razem liczyliśmy na bliskie spotkanie z pancernikami, mrówkojadami, zielonymi ibisami i papugami. Z kajmanami - niekoniecznie. Ale to nie takie proste. Trzeba mieć szczęście lub dobrego przewodnika.
Park Narodowy Cahuita podobnie jak dwa położone nad Oceanem Spokojnym parki Manuel Antonio i Ballena, w cudowny sposób łączy krajobraz lasów tropikalnych i plaż karaibskich. Widzieliśmy wszystkie i gdyby ktoś zapytał mnie, który jest najładniejszy, miałabym problem z odpowiedzią. Jedno jest pewne, nie są takie same, więc zobaczenie jednego z nich z pewnością nie wystarczy.
Zobaczcie film:
Będąc tu w porze suchej, mieliśmy nadzieję na dobry snorkeling, gdyż 95% Parku to morskie obszary chronione. Rafy koralowe są dziś zagrożone a to zamulaniem wody z powodu wycinki drzew, a to spływem pestycydów z pobliskich plantacji bananów. Jakby tego było mało, trzęsienie ziemi w 1991 roku spowodowało podniesienie się części rafy powyżej lustra wody, co doprowadziło do jej obumarcia. Dziś rafy zajmują powierzchnię około 6 km2 i w celu ochrony pozostałych koralowców nurkowanie z rurką jest dozwolone jedynie z certyfikowanym przewodnikiem.
Niestety woda okazała się dość zmącona przez spore fale, więc o snorkelingu musieliśmy zapomnieć. A szkoda, ponieważ nie dane nam było zobaczyć żadnego z obecnych tu 35 gatunków koralowców, ani 130 gatunków mięczaków, ani 125 gatunków ryb, o murenach, żółwiach i rekinach nie wspominając. Tych ostatnich akurat mi nie żal...
Jednak udało się nam zobaczyć leniwca, szopy pracze,
tukana i kilka innych ciekawych gatunków ptaków, których nazw nie znam, żararakę rogatą – pięknie żółto ubarwionego węża z rodziny żmijowatych ( a owszem, jadowitego), będącego symbolem Parku i przezabawne małpki kapucynki, a nawet wyjca.
Tutejsze plaże są nieziemsko piękne.
Na koniec przeszliśmy, wydawało nam się, niekończącą się drewnianą platformą wśród drzew. Trzeba przyznać, że jak większość atrakcji w Kostaryce, Park jest bardzo dobrze przygotowany dla turystycznej gawiedzi.
Z praktycznej strony (zwiedzanie, dojazd i noclegi):
Główny szlak w Parku Narodowym Cahuita stanowi pętlę o długości 5 km. Warto trzymać się ścieżki, po pierwsze, aby nie ingerować w tutejsze środowisko, a po drugie, aby nie pobłądzić i nie narazić się na spotkanie, na przykład z aligatorem. Szanse, że będziecie chcieli popływać w turkusowej wodzie są niemal stuprocentowe, w końcu plaże są tu wymarzone, jak z najlepszych widokówek. My kąpaliśmy się po raz pierwszy i ostatni w Parku zaraz wkrótce po wejściu na jego teren – i dobrze, bo im dalej, tym fale były większe i raczej nikt nie miał odwagi pływać w tak wzburzonym morzu.
Pamiętajcie, aby wziąć ze sobą dużo wody, bo nigdzie jej tu nie kupicie. I mówią, że trzeba mieć ze sobą środki przeciwko komarom. Zawsze je mamy, ale w Kostaryce nie były nam potrzebne.
Mieszkając w miejscowości Cahuita skorzystaliśmy z bezpłatnego wejścia do Parku Narodowego Cahuita. Mieliśmy jedynie wpisać się do księgi gości i uiścić darowizną na utrzymanie parku w wybranej przez siebie wysokości.
UWAGA: jeśli rozpoczyna się zwiedzanie Parku w Puerto Vargas, znajdujące się bliżej Puerto Viejo, trzeba zapłacić za wstęp 10 dolarów.
Park jest otwarty codziennie od 8:00 do 16:00.
Samo miasteczko Cahuita jest bardzo turystyczne, ale też niesłychanie przyjemne. Nieduże z licznymi knajpkami i luźną atmosferą przy muzyce Boba Marleya. Tu można skosztować kuchni kreolskiej. Niestety zabawiliśmy tu tylko jedną noc, bo coś nas podkusiło (może opisy w przewodniku), aby udać się do miejscowości Manzanillo, położonej najbliżej granicy z Panamą. Niepotrzebnie, bo Manzanillo, okazało się straszną dziurą. Nagrodą był wspaniały około 10-kilometrowy spacer wzdłuż plaży do Puerto Viejo i Richard - przesympatyczny gospodarz w Cabinas Maxis, który zadziwił nas wiedzą o Polsce. Znał Grzegorza Latę, Lecha Wałęsę i miał przyjaciół z Polski, gdyż pływał z Polakami na statku wycieczkowym. Za darmo zrobił nam pranie i doradzał we wszystkim, o co zapytaliśmy. Niesłychanie pomocny.
Za noc w 4-osobowym pokoju (jedynym, jaki udało się znaleźć) z klimatyzacją, telewizorem, lodówką, dostępem do kuchni i do internetu płaciliśmy 35 000 colonów.
Trzeba przyznać, że zarówno w Manzanilla, jak i w Cahuita z noclegami wcale nie było łatwo. Teraz myślę, że lepiej byłoby zarezerwować nocleg wcześniej, ale nie mieliśmy pewności, że uda nam się przejechać jednego dnia trasę z La Fortuna (przy wulkanie Arenal) do Cahuita na karaibskim wybrzeżu. Udało się, choć oznaczało to podróż pięcioma autobusami. Jeśli ktoś chciałby pójść w nasze ślady, podaję szczegóły:
· Fortuna – Ciudad Quesada - autobus o godzinie 6:30 – 7:30
· Ciudad Quesada - Puerto Viejo de Sarapiqui - odjazd o 8:30 (około 2 godziny jazdy)
· Puerto Viejo de Sarapiqui – Guapiles - autobus o 13:15 (około 1 godzina)
· Guapiles – Limon – autobus o 15:00 – 17:00
· Limon – Quahita – odjazd o 18:00
Wszystkie ceny przejazdów w zakresie 1320 – 1680 colonów.
Gdy dotarliśmy na miejsce, było już ciemno, co znacząco utrudnia poszukiwanie noclegu i powoduje, że często bierze się ofertę pierwszą, która się nadarzy. Będąc w drodze, zamówiłam chyba na Bookingu nocleg, który okazał się dramatyczny, choć na zdjęciach prezentował się całkiem nieźle. Trzymajcie się z daleka od Beachfront Playa Manzanillo Hotel.
Tak więc zamieszkaliśmy u Richarda.
Następnego dnia, po wspomnianym i niezapomnianym spacerze do Puerto Viejo, dość gwarnego, lecz sympatycznego miasteczka pełnego turystów, złapaliśmy autobus powrotny do Manzanilla o 17:15 i choć to zaledwie około 27 km, to przejazd trwał ponad 1,5 godziny. Tak funkcjonuje komunikacja w Kostaryce, ale nikomu to nie przeszkadza – pura vida, jak mawiają Kostarykanie. Jedzie się malowniczo położoną drogą mijając liczne ośrodki jogi ulokowane w bliskości boskich plaż, w większości całkiem pustych.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.