Po przekroczeniu granicy Kostaryki z Panamą w maleńkim Sixaola kierujemy się do bajecznego archipelagu Bocas del Toro obiecującego wypoczynek na pięknych, piaszczystych plażach i dryfowania wśród raf koralowych krystalicznie czystych wód Morza Karaibskiego. Zanim wybraliśmy ten kierunek podróży nawet nie wiedziałam, że takie wyspy istnieją, ale szybko okazało się, że to tzw. „must” dla wybierających się do Panamy. Komentarzy pozytywnych co niemiara, negatywnych jak na lekarstwo, bo trzeba być nie lada malkontentem, aby pozostać niewzruszonym wobec piękna Bocas del Toro.
Nie słuchajcie, jeśli będą Wam mówić, że przejazd na archipelag prywatnie, bez biura podróży jest niemożliwy. W istocie nie jest nawet skomplikowany, choć z Panama City może być męczący. Trzeba go sobie rozłożyć w czasie, wybierając po drodze inne atrakcje. My w drodze do stolicy odwiedziliśmy jeszcze dwa miejsca, w których mieliśmy nurkować z fajką: Boca Chica i Park Narodowy Coiba, ale to osobna historia.
Tymczasem od granicy z Kostaryką w Sixaola wszystko idzie nam bardzo sprawnie. Najpierw jedziemy busem do miejscowości Almirante, skąd wyruszają wodne taksówki na rajskie wyspy.
Wkrótce potem siedzimy już w kapokach w łodzi, która sunie do głównej wyspy Isla Colon, czyli Wyspy Kolumba, który dotarł tu jako pierwszy Europejczyk w 1502 roku.
Nasza łódź zbliża się do stolicy Bocas del Toro, która prezentuje się dość okazale. W pierwszej linii od morza usadowiły się ładne hotele, restauracje i biura. Schodzimy na ląd i natychmiast wyruszamy na poszukiwanie noclegu. Rozpytujemy w kilku miejscach, które spodobały nam się z zewnątrz. Niestety bez rezultatu. Jest pełnia sezonu. W końcu znajdujemy nocleg w hotelu Vista Mar. Do dyspozycji mamy werandę z hamakami na piętrze, a na parterze restauracyjkę, w której serwowane są śniadania, bodajże w pięciu wariantach – mimo to szału nie ma.
Szybko poznajemy topografię maleńkiego miasteczka usianego budynkami z kolonialnej przeszłości z drewnianymi ażurowymi balustradami w pastelowych kolorach.
W miasteczku panuje sielska niespieszna atmosfera wakacyjnego luzu. Jedyne zmartwienie to, w której knajpce zjeść lub wypić, albo co zrobić z kolejnym dniem.
My postanawiamy drugiego dnia zrealizować program obowiązkowy, czyli „island hopping” po kilku wyspach archipelagu składającego się z 10 większych wysp, około 50 mniejszych i jakiś 200 zupełnie małych skrawków ziemi, wystających ponad taflę wody. Największa z wysp archipelagu Isla Colon ma 61 km2 powierzchni i jest stolicą panamskiej prowincji Bocas Del Toro. Cały archipelag zamieszkuje nie więcej niż 13 tysięcy ludzi.
Jak większość turystów, wybieramy biuro Gambit Tours/Infocenter Ask, które przekonuje nas programem oraz ceną 25$ od osoby.
Od 10:00 do 17:00 zaliczamy Zatokę Delfinów, Wyspę Korali, Cayo Zapatilla, wyspę z leniwcami oraz tutejsze Hollywood – czyli plażę pełną rozgwiazd. Podobnie jak para Holendrów, choć bynajmniej nie z chytrości, wzięliśmy własne jedzenie, aby nie tracić czasu na obiad i móc dłużej snorkelingować. Trzeba przyznać, że program udaje się zrealizować w stu procentach. Nawet w gęsto porośniętej mangrowcami Zatoce Delfinów udaje się dojrzeć więcej niż tylko płetwę grzbietową delfina. Mamy szczęście widzieć parę, z której jeden butlonosy nawet wykonał skok ku uciesze wszystkich wycieczkowiczów. Niełatwo jest sfotografować delfiny, ponieważ nigdy nie wiadomo, gdzie się pojawią.
Snorkeling również zaliczamy do udanych. Sporo kolorowych rybek, niezłe formacje korali: beżowe i brązowe mózgi, zielone i czerwone niby krzewy.
Wadą wycieczki jest bardzo ograniczona możliwość komunikacji z załogą, ponieważ ani kapitan ani majtek nie mówią po angielsku.
Kwintesencja rajskich plaż to Cayos Zapatillos, czyli Wyspy Buciki. Dobijamy do jednego, większego Bucika, posiadającego na całym obwodzie białe plaże, a pośrodku dżunglę.
Czasami las wchodzi bezpośrednio w morze, wiec w wodzie po pas przychodzi nam omijać drzewa lub wielkie powalone pnie.
Początkowo Wyspę Zapatilla chcemy obejść dookoła, ale nie jesteśmy pewni, czy zdążymy na czas, więc w połowie rezygnujemy. Wprost nie możemy się napatrzeć i uwierzyć w to, co widzimy.
Tu jest bosko. Ponoć w marcu po drugiej stronie można spotkać żółwie składające jaja. Tymczasem mamy dopiero początek lutego, więc żadnych żółwi nie spotykamy.
Dalej skaczemy na wyspę leniwców, na której kapitan podpływa w miejsce, gdzie udaje się nam się zlokalizować na drzewach 3 leniwce zwisające sobie wysoko nad wodą. Jak tu je sfilmować z bujającej się na falach łódki? Nie ma mowy.
Na koniec jeszcze jedna atrakcja – tzw. Hollywood, czyli upstrzona rozgwiazdami płytka zatoczka. Innym miejscem do oglądania rozgwiazd w dużej ilości jest Playa Boca de Drago na wyspie Isla Colon.
Przejazd z granicy na przejściu Sixaola-Guabito do Almirante – 5$ od osoby, chociaż wywoławcza cena wynosiła 10$.
Taksówka wodna Almirante do głównej wyspy Isla Colon - bilet 7$, zaś w obie strony 10$.
Noc w hotelu Vista Mar – 55$ ze śniadaniem.
Wycieczka z biura GAMBIT TOURS z programem: Zatoka Delfinów, Wyspa Korali, Cayos Zapatillos, Wyspa Leniwców i Hollywood – 25$.
Wypożyczenie roweru od 5$ dziennie.
ZOBACZ WIĘCEJ O NASZEJ PODRÓŻY PO PANAMIE TU
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.