Najnowsze artykuły: 

09 listopada 2024
Francja, 2024 Dolinę Loary nazywa się „Ogrodem Francji” i „Kolebką języka francuskiego”. Mi nieustająco kojarzy się ona z „Krainą zamków”,
26 października 2024
Francja, maj 2024 Poniżej znajdziecie garść ciekawostek i historyjek związanych z zamkami w Saumur, Salvert, Montsoreau, Montreuil-Bellay, Ternay, Coudray Montpensier,
07 września 2024
Francja, czerwiec 2024 Ponad 20 zamków  w niecały  tydzień - chyba nieco przesadziliśmy! Ale jakże mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności,
04 kwietnia 2024
Maroko, 2023 Maroko skrywa wiele magicznych miejsc, a jednym z nich jest urokliwe miasteczko Essaouira (Assawira), które zachwyca odwiedzających swoim
Meczet z dwoma minaretami
28 listopada 2017

Gili Islands - rajskie wyspy w Indonezji

Witaj na blogu Filmy z plecaka!

Relacje  z 5 kontynentów, filmy, zdjęcia, informacje, rekomendacje.

To ja
Największe atrakcje Birmy

Indonezja

 

Trzy Gili Islands, czyli w języku indonezyjskim „małe wyspy”, położone na północny-zachód od większej wyspy Lombok, w pięciostopniowej skali rajskości mają u mnie pięć punktów. Co prawda, byliśmy na jednej z nich, a pozostałe widzieliśmy tylko z łodzi, lecz recenzje podróżników są zgodne – to tropikalny raj. Atmosfera luzu, piękne widoki, przejrzysta, cieplutka woda i wokół aż ponad dwadzieścia pięć miejsc do nurkowania. Snorkeling niestety nie jest tak dobry, jak w okolicach wysp Komodo, Rinca, czy Sumbawa, ponieważ przybrzeżna rafa koralowa jest dość zniszczona, ale wycieczka łodzią ze szklanym dnem pomiędzy wysepkami i tak jest bardzo interesująca (organizuje Ozzy Shop).

Wysepki są na tyle małe, że można je obejść pieszo w ciągu kilku godzin. Można też objechać rowerem, albo bryczką (Cidomo), bo samochodem się nie da, gdyż używanie pojazdów silnikowych jest tu zabronione. Czyli do wszystkich powyższych zalet, trzeba jeszcze dodać ciszę. Prawda, że raj?

Każda z wysepek ma swój niepowtarzalny charakter i nawet najwybredniejsi znajdą swoje wymarzone miejsce, w zależności od upodobań. Tak więc:

  • „imprezowa” Gili Trawangan jest największa z całej trójki i ma najlepiej rozwiniętą infrastrukturę. Dociera tu najwięcej turystów, więc siłą rzeczy zbiera także najwięcej negatywnych ocen. Jeśli lubisz się zabawić, z pewnością nie będziesz tu narzekać na brak okazji, jako że klubów i imprez jest tu pod dostatkiem.

  • spokojniejsza Gili Air stanowi jakby stadium pośrednie między Trawangan a trzecią z wysp Gili Meno, także pod względem infrastruktury. Ma własne ujęcie słodkiej wody, czego nie posiadają dwie pozostałe Gili. Ma typowo wiejski charakter z gajami palm kokosowych i ogrodów. Można z niej podziwiać widok Gunung Rinjani, czynnego wulkanu na wyspie Lombok oraz przy bezchmurnej pogodzie najwyższego wulkanu na Bali - Aunung Agung.

  • Gili Meno - najmniejsza, najrzadziej odwiedzana i najspokojniejsza, za to chyba z najpiękniejszymi plażami, może niektórym wydawać się zbyt cicha i za spokojna. Lecz jeśli się pragnie głębokiego relaksu w najlepszych okolicznościach przyrody, jakie można sobie wyobrazić, to warto wybrać Gili Meno.

My zdaliśmy się na los, choć Gili Trawangan odrzuciliśmy od razu. Pierwsza łódź wypływała akurat na Gili Air, więc bez chwili wahania wsiedliśmy na nią, a opuszczając wyspę Lombok podziwialiśmy wulkan Rinjani od strony morza.

Zatrzymaliśmy się w Coconut Cotages, w uroczej chatce z bambusowymi meblami, której okna wychodzą na ładnie utrzymany ogród. Ośrodek ma także całkiem niezłą restaurację (niestety nie mamy zdjęć).

Po kilku relaksujących dniach chcieliśmy wyruszyć na Bali. Dowiedzieliśmy się, że na Gili Air można wynająć tzw. speed boat i w ciągu ok. 3 godzin dostać się na Bali. Tego było nam trzeba. Zobaczyliśmy zdjęcie łodzi i wpłaciliśmy zaliczkę razem z trzema Niemkami.

Nazajutrz, wcześnie rano przybyliśmy na miejsce zbiórki, gdzie stała zacumowana łódka. Nie wyglądała, jak ta ze zdjęcia, więc spokojnie czekaliśmy na naszą. Po chwili okazało się, że mamy płynąć właśnie tą, bynajmniej niewyglądającą na „speed boat”. Załoga zademonstrowała nam silnik, zapewniając, że dopłyniemy na miejsce w wyznaczonym czasie. Niemki odważnie ruszyły do łodzi, a my za nimi. Pogoda była praktycznie bezwietrzna, więc pomyśleliśmy „bułka z masłem, 3 godziny i będziemy na Bali”. Wcześniej czytaliśmy ostrzeżenia dla nurków o wirach i prądach wokół Gili Islands, ale woda była tak spokojna, jak w stawie, a poza tym przecież nie mięliśmy zamiaru kręcić się wokół „małych wysp”, tylko przepłynąć dystans 30-40 km.

Gdzieś w głowie kołatały mi się informacje z geografii o tzw. linii Wallace'a, przebiegającej między wyspami Bali a Lombok. Że niby tu przechodzi granica oddzielająca Ocean Indyjski od Pacyfiku, że na Bali Wallace spotykał zwierzęta orientalne, a na Lombok – charakterystyczne dla regionu australijskiego, że mieszkańcy obu wysp różnią się od siebie, podobnie jak klimat. W końcu, że w głębokim rowie oceanicznym płynie z północy na południe silny prąd morski.

My też płynęliśmy. Najpierw podziwialiśmy mijane po drodze Gili Meno i Gili Trawangan. Po jakimś czasie zachmurzyło się i pojawiły się fale, które rosły i rosły w miarę, jak oddalaliśmy się od wysp, aż łódką zaczęło porządnie bujać. Asystent naszego kapitana przykrył folią zmoczone już lekko bagaże i rozdał wszystkim pasażerom duże płachty folii do przykrycia. W tym czasie jedna z Niemek chyba dostała choroby morskiej i oddała morzu swoje śniadanie. Od strony Bali widzieliśmy wielkie spienione bałwany i piętrzące się fale. Nasz niepokój wzmagał się i tylko kapitan z dwoma asystentami, nasunąwszy kaptury na głowy, pozostawali niewzruszeni. Zaczęliśmy dyskutować najpierw między sobą, a potem z kapitanem, że trzeba natychmiast zawrócić. Początkowo kapitan nie chciał o tym słyszeć. Do dziś zastanawiam się, czy oceniał, że sytuacja nie wygląda źle, a my przesadzamy, czy jednak chciał zaryzykować, wszak otrzymał za ten rejs pieniądze równe co najmniej miesięcznej wypłacie. Fale wydawały nam się ogromne, a naszą łodzią miotało jak łupinką. Stanowczo nalegaliśmy i w końcu kapitan dał za wygraną. Przeżyliśmy jeszcze chwilę grozy, gdy trzeba było wykonać manewr zawracania, w czasie którego łódź musiała być przez moment zwrócona bokiem do fali. To było mocne przeżycie. Gdy obraliśmy już właściwy kurs, ulżyło wszystkim. Szczęśliwie dotarliśmy do Gili Air i rozpoczęła się batalia o zwrot części zapłaty. Zebrała się cała wioska wraz z „wójtem”, który po wysłuchaniu obu stron, nakazał oddać nam pieniądze. Niemki walczyły dalej,  nieusatysfakcjonowane wielkością odzyskanej kwoty, a my ruszyliśmy z powrotem na Lombok, a nstępnie do jej stolicy Mantaram, skąd polecieliśmy samolotem na Bali. Łodzi mieliśmy dość, przynajmniej na jakiś czas.     

 

 

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.

Dwóch patrzy przez okno na tarasy