Przejazd pociągiem z południa Chin do Guilin - następnego punktu wyprawy – sam w sobie okazał się wielką przygodą. Najpierw zostaliśmy poddani wielokrotnej kontroli biletów i bagażu: przy wejściu do poczekalni, potem na peron, aż w końcu do pociągu (chyba ze dwa razy). Gdy nareszcie udało nam się zasiąść w wagonie, rozpoczął się prawdziwy spektakl. Chodzili magicy pokazujący sztuczki, ludzie próbujący sprzedawać napoje i przekąski, ale też wkładki do butów, zabawki i skarpety, które poddawali próbie rozdarcia i próbie ognia, aby wykazać ich trwałość. Zobacz film "Wodospad Detian Pubu i chiński pociąg".
Nadal wzbudzaliśmy powszechną ciekawość, więc pytani informowaliśmy po chińsku, iż jesteśmy z Polski, ale z reakcji rozmówców wynikało, że nikt nie ma pojęcia, o jaki kraj chodzi. A może mieliśmy zły akcent? Bolan, Polan, Pola - w różnych miejscach różnie nas uczyli wymawiać nazwę Polski. W końcu w Chinach nie mówi się tylko jednym językiem.
Im dalej na północ, tym częściej słyszeliśmy w odpowiedzi: „Oh, I know, it’s beautiful country” i robiło nam się jakoś raźniej. No, nareszcie jacyś wykształceni ludzie – myśleliśmy. Do czasu, gdy Darek zagadnięty skąd jest, odparł, że z Ursynowa. Jakież było nasze zdziwienie, gdy usłyszeliśmy w odpowiedzi: „Oh, I know, it’s beautiful country”.
Będąc później w Pekinie przypadkiem trafiliśmy do kantyny pracowniczej w wielkim centrum handlowym. Nieopodal jadłospisu wisiała wielka tablica ze zwrotami do nauki języka angielskiego. Zdanie na ten dzień brzmiało „Oh, I know, it’s beautiful country”
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.