Z autobusu przesiedliśmy się do motorikszy. Kierowca trąbił niemiłosiernie na wszystko, co się ruszało. Zakurzeni i ogłuszeni rykiem silnika dotarliśmy w końcu do Detian Pubu, który według Chińczyków jest drugim na świecie pod względem wielkości (po Niagarze) wodospadem leżącym na granicy dwóch państw, w tym przypadku Chin i Wietnamu. Był rzeczywiście bardzo malowniczy, choć nie tak wielki, jak się spodziewałam. Ponoć w pełnej krasie należy go podziwiać w porze deszczowej (lipiec-sierpień).
Cała tutejsza okolica jest czarująca: stożkowate zalesione góry, rzeka z zielonymi wysepkami, do której schodzi poprzecinane piętrowymi tarasami zbocze oraz drewniane szałasy kryte trzciną. Byliśmy tu jedynymi „białymi”. Przez chwilę czuliśmy jak para VIPów, gdyż każdy chciał mieć z nami zdjęcie.
A jazda pociągiem w Chinach to dopiero niezła jazda. Warto to przeżyć i zobaczyć. Kontrole, pracownicy kolei, krążący sprzedawcy najróżniejszych gadżetów i oczywiście współpasażerowie, skorzy do rozmów, nawet gdy nie znają języka "language". Poniżej FILM:
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Zdjęcia, filmy i teksty są naszą własnością. Kopiowanie i wykorzystywanie bez pisemnej zgody twórców jest zabronione.